Ech, wybrać się w daleką podróż! Taką, która nie jest ucieczką, przeciwnie: w podróż, której trud wynagrodzony zostaje wieczną pamięcią. Odkrycia Marco Polo, Kolumba, Ibn Battuty, Gertrude Bell, Francisa Drake’a, Magellana, Cooka, Davida Livingstone’a czy, oczywiście, Neila Armstronga wciąż budzą w nas to naturalne dla dzieci uczucie, że gdzieś tam coś na nas czeka, wystarczy ruszyć się z miejsca.
Cieszę się, że Deborah Patterson w swojej książce o „przygodach śmiałków” mówią o podróżach „od Marca Polo po wyprawę na Księżyc”, bo ta ostatnia jest do dziś największym osiągnięciem ludzkości, natomiast podróżowanie tak daleko, jak robił to Marci Polo ze swoim ojcem i wujem, w XIII wieku z łatwością mogło uchodzić za nie gorszy wyczyn niż spacer po Księżycu.
Podróże, w szczególności te pod żaglami z XV i XVI wieku, kiedy poszerzano granice świata tak gwałtownie jak nigdy wcześniej, budzą w nas dziecko (może dlatego dość często podróżujemy, o tym piszemy tutaj: https://www.fajnedziecko.pl/podroze/) . Opowieści o podróżach wcale nie są gorsze.
Ucieszyliśmy się, kiedy zobaczyliśmy książkę Patterson w wydawnictwie Rebis – zebrane do kupy najważniejsze podróże, najwięksi podróżnicy, najciekawsze odkrycia. Już sam spis treści jest rozwiązany w ten sposób, że pokazuje mapę świata i w odpowiednich miejscach opisuje podróżnika i strony, na których można znaleźć opis jego podróży (ta na Księżyc wskazana jest strzałką w górę).
Minusem są zbyt często drętwe opisy. Jasne, na kilku stronach ciężko opowiedzieć wyprawę, która trwała kilka lat, ale z drugiej strony po co marnować miejsce na zbyt szczegółowe, naszym zdaniem, opisy krain geograficznych, których nazwy niewiele mówią, a które nie są pokazane na towarzyszących ilustracjach?
Jasne, każda opowieść mówi o tym kiedy, kto podróżował, z jakiego powodu i dokąd, ale nie zawsze zobaczymy to na mapach, te natomiast są każdego rodzaju: od średniowiecznych po współczesne, niespójne graficznie, często nieczytelne (mała czcionka, pismo odręczne etc.). To samo dotyczy ilustracji, czasem trudno zrozumieć logikę stojącą za ich wyborem.
Krótko mówiąc: pomysł znakomity, ale chciało by się więcej i lepiej. Może niekoniecznie na tysiąc stron (choć są precedensy pokazujące, jak w książce ilustrowanej opowiedzieć podróż: można porównać sobie tych kilka stroniczek u Patterson i całą książkę o wyprawie Shacletona napisanej i zilutrowanej przez Williama Grilla, uznaną przez „The New York Times” najlepszą książką ilustrowaną 2014 roku), ale trochę szerzej i spójniej. Owszem, próba znalezienia nici przewodniej dla wszystkich tych przygód, jakiejś jednej siły pędzącej wszystkich tych ludzi przed siebie, w nieznane, pośród niebezpieczeństwa, mrozu, głodu, byłaby ryzykowna (mieli różne motywacje i różne środki, Ibn Battuta wyruszył w podróż sam, jako 21-latek, a Zheng He miał armadę z dwudziestoma ośmioma tysiącami ludzi…) – ale przecież kusząca, w końcu jesteśmy w domenie opowieści, na granicy wyobraźni, którą wyznaczają właśnie tacy ludzie jak Magellan czy William Clark.