Niedawno Netflix i HBO Go dodały do swoich kolekcji warte zobaczenia japońskie filmy poświęcone niełatwym relacjom rodzinnym. Oba pomogą Waszym rodzinom nie pozagryzać się w czasie kwarantanny spowodowanej epidemią koronawirusa.
„Rodzinka Yamadów” Isao Takahaty (Netflix)
Pierwszy z nich to „Rodzinka Yamadów” Isao Takahaty z 1999 roku. Dopiero z Netflixa dowiedzieliśmy się o istnieniu tego filmu, co okazało się trwającym ponad dwie dekady przeoczeniem! Film znajdziecie pod adresem: https://www.netflix.com/pl/title/70035035.
Takahata był jedną z ważniejszych postaci studia Ghibli i o ile jesteśmy ogromnymi fanami „Mojego sąsiada Tototor” (o którym pisaliśmy tu: https://www.fajnedziecko.pl/moj-sasiad-totoro/), o tyle przez kolejne dekady legendarne studio odcinało kupony od tamtego sukcesu, dając nam zrobione w tej samej estetyce, ale coraz bardziej pozbawione oryginalności filmy. Kolejne produkcje (poza wyjątkami) zdawały się wymęczonymi raczej produkcyjniakami, nierzadko zbyt sentymentalnymi, dlatego „Rodzinka Yamadów” należy do chlubnych wyjątków.
Takahata stworzył dzieło estetycznie odbiegające od stylu anime znanego np. z „Totoro”. „Rodzinka Yamadów” to minimalistyczna animacja, nawiązująca raczej do dziewiętnastowiecznego japońskiego malarstwa, gdzie jeden, dwa kolory, kilka pociągnięć pędzlem, kilka konturów ewokowały bardziej emocje i wrażenia niż tworzyły świat przedstawiony. Taka sztuka, jakby przetworzenia haiku (a te są cytatami do poszczególnych fragmentów „Rodzinki Yamadów”) w obrazu, udała się tu arcydzielnie.
Fabularnie „Rodzinka Yamadów” to bardziej zbiór scenek z życia rodzinnego niż jedna, ciągła opowieść. Za ich pomocą autorom udaje się ukazać wielowymiarową dynamikę relacji rodzinnych w tej trzypokoleniowej rodzinie – a raczej „rodzince”, bo rzeczywiście tak ich odbieramy: często wchodzą sobie na odciski, ale przecież są dla siebie ważni, mają swoje dziwactwa, ale dobrze je wzajemnie znają i rozumieją. Czasem słońce, czasem deszcz, można by skwitować. Muzyka także cieszy ucho, równie powściągliwa jak kreska i barwy – film w sam raz na ukojenie skołatanych np. kwarantanną rodzinną nerwów, może nawet bardziej dla rodziców niż dzieci.
Na marginesie warto dodać, że Takahata otrzymał nominację do Oscara za inny swój film, „Księżniczkę Kaguyę” z 2013 roku, niespieszny traktat o dorastaniu, który także dołączono do oferty Netflixa (polecamy, znajdziecie pod adresem: https://www.netflix.com/pl/Title/80013552)
„Mirai” Mamoru Hosody (HBO Go)
Kolejny film to „Mirai” Mamoru Hosody z 2018 roku (również nominowany do Oscara, a także do Złotego Globu). Znajdziecie go na HBO Go pod adresem: https://hbogo.pl/kids/filmy/mirai
Film jest arcydzielnym przedstawieniem napięć pojawiających się w domu, w którym do czteroletniego synka Kuna dołącza świeżo upieczona siostrzyczka Mirai. Kun reaguje na pojawienie się drugiego dziecka z niepokojem, a czasem ze zniecierpliwieniem, złością. Przestał być jedynym obiektem zainteresowania rodziców, a zatem zaczyna się buntować – chłopak ma charakter.
Twórcom filmu w plastyczny sposób udało się pokazać, jak wygląda proces godzenia się z myślą nie tylko o kolejnym dziecku, ale w ogóle proces odnajdywania się w nowym układzie emocjonalnym rodziny. Kun, wychodząc do ogrodu (swoją drogą architektura domu budzi naszą wielką zazdrość, ojciec Kuna jest architektem i udało mu się, niejako w środku domu, umieścić ogród z drzewem; wznoszący się układ pokojów też jest bardzo ciekawy) przenosi się do takich opowieści, które pozwolą mu zrozumieć dynamikę rodzinną, podejść z empatią do członków swojej rodziny.
Poznaje się Mirai, swoją młodszą siostrę, ale z przyszłości, kiedy ta jest nastolatką i uczy starszego-młodszego brata ważnych rzeczy o ich relacji. Kiedy Kun złości się na mamę, zostaje przeniesiony do przeszłości, gdzie jego mama jest w jego wieku i razem doskonale się bawią – dzięki temu Kun o wiele lepiej rozumie swoją mamę z teraźniejszości, poznaje ją. To samo dotyczy spotkania z pradziadkiem czy nawet z sobą z przyszłości. Najbardziej wzruszająca jest scena, w której Kun kuszony (a wręcz zmuszany) jest do wejścia do pociągu nie-wiadomo-dokąd, niebezpiecznego, ale udaje mu się stamtąd wyrwać, by następnie zobaczyć, jak do środka wciągana jest jego siostra. Bez zastanowienia rzuca się siostrze na pomoc i ją ratuje. Nauka o rodzinie zostaje zakończona, a relacje umocnione: jesteśmy jacy jesteśmy, pomagajmy sobie i troszczmy się o siebie. Oto mądre przesłanie tego wspaniałego filmu.
Bądźcie więc zdrowi, gimnastykujcie się i, także z pomocą filmów takich jak „Rodzinka Yamadów” i „Mirai”, odkrywajcie tajemniczy i skomplikowany świat rodzinnych napięć, dynamik i relacji, którym sens nadaje troska o siebie, szczególnie w trudnych czasach.