Obcy sobie, oddzielni, zaplątani w codzienne obowiązki, zniewoleni przez lęki. Kto mógł przypuszczać, że staną się sobie tak potrzebni, jak Harry, Hermiona i Ron!
Maria. Codziennie garść suplementów i paskudne smoothie. „Zdrowe i smaczne” – z pewnością! A na święta plastikowa choinka z supermarketu i wigilia z cateringu, bo – jak twierdzi mama – nie można tracić życia na drobnostki.
Lena. Zawsze ze słuchawkami na uszach. To jedyny sposób, żeby odciąć się od ludzi. Niespecjalnie ich lubi. No i mama… Czasami myśli, że to raczej ona sama jest matką w tej rodzinie. Czuje się stara i zmęczona. Ale może porysuje, kiedyś to lubiła…
Miłosz. W naciągniętym na głowę kapturze, z wielkim futerałem na wiolonczelę. Osobny. Nie lubi się wychylać. Gdyby tylko bluza mogła działać jak peleryna niewidka… Dość tego! Musi być silny, bo „świat nie jest miejscem dla słabeuszy”.
Choć chodzą do jednej klasy i mieszkają na tym samym osiedlu, właściwie się nie znają. Nie pomaga też ciągła presja – koniec szkoły, egzamin ósmoklasisty i mityczne punkty – za świadectwo, olimpiady, konkursy i wolontariat. Właśnie, wolontariat! Maria, Lena i Miłosz mają go odbyć w domu spokojnej starości…i nagle okazuje się, że to początek czegoś nowego i odświeżającego. Doświadczenie, które zmieni nie tylko ich, ale także ich rodziny.